Pierr
Administrator

Dołączył: 09 Lip 2011
Posty: 54
Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/5 Skąd: Jelenia Góra
|
Wysłany: Śro 23:31, 07 Wrz 2011 Temat postu: Florian Pendriveowicz: Krwiożercza Trawa i Doręczenie |
|
|
„Taaak, toszsamość rodzinna jeszt dla mnie barco ale to barszo ważna. Bez niej byłbym nikim, szarym dostarczycie… no tym co nośi fiadomośći. Ogólnie historie są waszne, opofieści snute przy ognisku potrafią roskszać barciej nisz sam ogień. Dalej szukam miejsca na tym paszywym świeće. Szasami sastanafiam śe jak to cholestwo mokło wyglądać przet Wielkachnymii Wypuchami. Koniec zastawiania śe psszyszedł mi szypko. Skończył śę samogon a ja narąbanyyy jak śfinia kładę się spać. O dzisiejszym dniu bede dłuuuugo opowiadał. Dopranoc”
Z dziennika Floriana Pendriveowicza, 5 lipcopada roku 89
Długie czarne włosy powiewały na wietrze. Kapelusz, lekko przekrzywiony z szerokim rondem zakrywał oczy przed słońcem. W lipcopadzie bywało tak, że kiedy świeciło słońce to można było być pewnym, że zaraz będzie rzucało żabami. Ale żyjmy chwilą i cieszmy się chwilową opatrznością. Wskaźnik promieniowania nie wskazywał w chwili obecnej żadnych anomalii. Dzielny Bucefał kroczył po ścieżce targając na sobie dwie osoby. Pendriveowicz prowadził, a mała Szlachta podziwiała widoki. Było co podziwiać ponieważ trójka nieustraszonych wędrowców schodziła właśnie z ostatniego zbocza góry, przed nimi pozostał tylko jeden dzień drogi do Trutnova. W tych rejonach, przyrodzie sprzyjało chyba promieniowanie, gdyż bujna roślinność w postaci drzew, krzaków czy innych zielonych gówienek wzbogacała krajobraz. Tą chwilę, którą gdyby ktoś uwiecznił fotografią to na pewno znalazłaby się na okładce książki o ich przygodach, przerwał element dosyć niespodziewany. Otóż nad wędrowcami przeleciało jakieś ptaszysko, które bezczelnie nasrało sporą ilością biało, szaro, przeźroczystej wydzieliny wprost na płaszcz Pendriveowicza. Jak gdyby nigdy nic odleciało. Florian klął ze złości, mała Szlachta śmiała się tak zajadle, że prawie spadła z Bucefała, a Stasiek starał się przybrać poważny wyraz twarzy, który mimo ogromnych starań wyglądał jak napuchnięty, czerwony balon. Bucefał nawet zarżał zatrzymując się w tym samym czasie czując ucisk lejców. Florian zeskoczył z bucefała i rozejrzał się za ptakiem.
- Cholerne ptaszysko! Niewyobrażalne… Dlaczego to zawsze ja muszę dostać największą porcję pecha. – Wyjął jakąś szmatę po czym zaczął wycierać sobie płaszcz.
- Pendriveowicz! Promieniowanie poszło gwałtownie, w górę! Coś się zbliża, wiatry z północy, albo nie dajcie bogowie coś gorszego! – Zaalarmował Świecidełko.
- Szlachta, wskakuj za tamte skałki, chustą zasłaniaj nos i usta i nie waż się wychodzić! Świecidełko zabierz Bucefała i rozłóż płachtę przy skałkach od strony wiatru! Raz, raz! – Florian wydał rozporządzenia po czym dobył Małych Aurelek rozglądając się po okolicy.
Jeszcze pięć minut temu dobiegały jakiekolwiek odgłosy wiatru, stukot zdobionych podków czy głosy współtowarzyszy. Teraz natomiast zaległa cisza, niepokojąca cisza. Pendriveowicz wiedział już, że skok promieniowania nie był spowodowany przez wiatr, szum liści byłoby słychać. Rozglądał się nadal czujnie dookoła. Po chwili, usłyszał niepokojący krzyk dziewczyny zza skałek. Świecidełko zdążył już rozstawić płachtę więc, żeby dowiedzieć się co dzieje się za skałkami trzeba było tam podbiec. Tak właśnie zrobił, popatrzył i go zamurowało. Stanisław mierzył kuszą do czegoś co nie wyglądało zbyt sympatycznie. Ruchoma trawa z czerwonymi końcówkami oplatała właśnie Malutką Szlachtę, która darła się w niebogłosy.
- Świecidełko bimber! – krzyknął Florian i oddał dwa podwójne strzały w stronę trawska. Huk, dym i dużo pary. Przy każdym wystrzale, Małe Aurelkii buchały sporą ilością pary wodnej unoszącej się po okolicy.
- Pendrivewowicz, nie wydaje mi się żeby picie w obecnej sytuacji było dobrym pomysłem! – odpowiedział za wiele nie myśląc Stasiek. Wymierzył w Krwiożerczą Trawę i oddał strzał z kuszy.
Żaden z Panów nie miał okazji walczyć poprzednio z tym parszywym efektem mutacji popromiennej, a czasu było co raz mniej. Ula krzyknęła jeszcze raz po czym w całości zanurzyła się w trawie z ostrymi jak brzytwy końcówkami. Ten cholerny mutant zaczął robić się jeszcze bardziej czerwony. Wkurzony Listonosz chwycił za butelkę bimbry włożoną w torbę na Bucefale. Osioł natomiast rżał głośno chcąc się wyrwać. Florian pociągnęła szybko łyka z butelki i zmoczył trochę kawałek szmaty. Butelką pchnął mocno w stronę Krwiożerczej Trawy , tak aby się rozbiła. Sekundę później rzucił w tą samą stronę płonącą szmatę. Całość zaczęła skwierczeć i wydawać dziwne odgłosy, po chwili trawa została wypalona. Problem polegał na tym, że wraz z trawą widoczne były przepalone zwłoki Uli Szlachty. Tak mogło to stanowić pewien problem dla współtowarzyszy, gdyby nie to że w dzisiejszych czasach ludzie padają jak muchy. Małej Szlachty i tak nie dało się już uratować. Pendriveowicz wydobył ze swojej torby notes i dziwnie skonstruowanym ołówkiem zapisał: „Krwiożercza Trawa – Ogień”. Zamknął i schował notes z powrotem. Spojrzał na swojego współtowarzysza.
- Nie możemy tutaj tak stać i dumać, Krwiożerczych Traw może być więcej, a na razie mamy dowód na to, że raport przepatrywacza był zgodny z prawdą. Ten szlak robi się niebezpieczny.
Świecidełko skinął tylko głową i przystąpił do pakowania płachty i kuszy. Gdy już się z tym uporał, obaj panowie ruszyli dalej przyśpieszając tempa. Jeden na ośle, a drugi na nogach. Reszta drogi do Trutnova minęła szybko i bezproblemowo. W milczeniu.
Trutnov jest zniszczoną wioską rządzoną przez Cześków. Po dotarciu tam Świecidełko i Pendriveowicz musieli podać dokładny cel wizyty. Szczęście, że jeden z tych „karków” mówił po angielsku, bo inaczej by się nie dogadali. Współtowarzysze zostali odprowadzeni do metalowego baraku mniej więcej w centrum wioski. W środku zasiadał ich burmistrz, który właśnie zajadał jakąś niezidentyfikowaną, szarą papkę. Był jeszcze grubszy od Świecidełka. Panowie podeszli bliżej i przedstawili się. Listonosz wymówił swoją standardową regułkę.
- Florian Pendriveowicz, listonosz. E-mail od Andrzeja Zawiły, temat wiadomości: Stosunki Handlowe, opłata za dostarczenie pobrana od nadawcy, proszę o pokwitowanie
– Odchylił nieco płaszcz, po jego wewnętrznej stronie znajdowała się naprawdę mnóstwo małych kieszonek, a w każdej z nich mieścił się pendrive. Florian zastanowił się przez chwilę, wyjął jedno urządzenie po czym podał wraz z pokwitowaniem burmistrzowi. On natomiast odpowiedział o dziwo po polsku.
- Te synek, Pejdrowicz czy jak Ci tam, a skąd ja mam mieś pewność, że Ty tej wiadomości nie przeczytałeś co? – Spojrzał spod byka na Listonosza. Świecidełko zrobił kilka kroków w tył, gdyż wiedział co się święci. Pendriveowicz wyjął zaś zgrabnym ruchem Małe Aurelkii i zanim ktoś zdążył zareagować jedną z nich przystawił do czoła burmistrzowi, a drugą wycelował w gościa, który sięgnął po AK-47.
- Widzisz spaślaku, trzeba było zwyczajnie pokwitować i podziękować, a nie srał byś teraz w gacie. – W powietrzu faktycznie był wyczuwalny odór gówna.
– Obrażasz mój czcigodny ród, obrażasz moją pracę, w której sam nie wytrzymałbyś jednego dnia i sugerujesz, że Cię oszukałem? Może jak Przestrzele CI łeb to zmądrzejesz? – spojrzał wymownym wzrokiem prosto w oczy burmistrza. – Masz szczęście, że mam dzisiaj zły humor. Pokwituj.
Burmistrz niewiele myśląc pokwitował i podziękował. Pendriveowicz schował Małe Aurelki do kabur, skinął na Stanisława i wyszli od razu wyruszając w drogę powrotną. Morał tej bajki jest, krótki i niektórym znany, jak denerwujesz Floriana to jesteś ugotowany. Amen.
Bartłomiej Frątczak vel Pierr
Post został pochwalony 0 razy
|
|